Ciało powoli odpuszczało. Nie wiedziałam czy brak dreszczy oznaczał zwycięstwo czy jedynie koniec walki. W końcu jednak zaczynało nie być już tak zimno. Zastanawiałam się wtedy czy doceniam wystarczająco. Czy przypominam mu o tym na tyle często, by wrosło w świadomość? Czy wie, że widzę starania i każdą nieproszoną herbatę czekającą na blacie kuchennym? Czy zapamiętam te myśli, by nie dały się stłumić, gdy za chwilę znów zacznę pędzić i nie zawsze skupiać się na tym, na czym powinnam?
Ludzie oswajali mnie od lat. Uczyli jak być częścią grupy i jak boli, gdy Cię od niej odsuwają. Pamiętam brak zaproszenia na urodziny przyjaciela ze szkolnej ławki. Pamiętam jak przepłakałam całą drogę do domu na chwilę przed wyjazdem na studia, gdy usłyszałam, że powinnam poszukać sobie innego mieszkania. Pamiętam setki innych łez, które ściskały gardło i płynęły w klawiaturę. Czułam jak stukanie w klawisze powoli daje upust zbyt wielu oczekiwaniom, zbyt wielu uczuciom, zbyt dużemu cierpieniu.
Dziś ciężko mnie zranić. Oswoiłam się z bólem, który w większości zadawałam sama. Innym, a przede wszystkim samej sobie. Los dał mi dobre życie i dobrych ludzi wokół. Dał mi szansę na zbudowanie siły, na zdobywanie wiedzy i czas na uczenie się świata, na własnych błędach również. Dziś oswaja się mnie dużo trudniej. Dobrze mi z ludźmi, czasami nawet bardzo, zazwyczaj jednak najlepiej mi bez nich. Lubię chować się do mojej dziupli z trzema Wyjątkami, które jakoś zawsze lubię mieć blisko. Niewiele osób oswoiło mnie na tyle, by ich obecność dawała mi spokój. Niewiele było blisko, by jednocześnie zostawiać mi powietrze. Niewiele było na tyle cierpliwych, by poczekać na mnie bez zniecierpliwienia. Mam nadzieję, że i one wiedzą, że doceniam bardzo.
Dziś znów jestem zmęczona. Nie wiem dlaczego, nie ma łez, smutku, jest tylko zmęczenie, którego nie mogę zwalczyć ani snem, ani przymusem. Wracam więc do słów i czekam aż minie. Nie wiedziałam, gdzie mnie poniosą. Wróciły do źródeł, do wdzięczności.
Ludzie oswajali mnie od lat. Uczyli jak być częścią grupy i jak boli, gdy Cię od niej odsuwają. Pamiętam brak zaproszenia na urodziny przyjaciela ze szkolnej ławki. Pamiętam jak przepłakałam całą drogę do domu na chwilę przed wyjazdem na studia, gdy usłyszałam, że powinnam poszukać sobie innego mieszkania. Pamiętam setki innych łez, które ściskały gardło i płynęły w klawiaturę. Czułam jak stukanie w klawisze powoli daje upust zbyt wielu oczekiwaniom, zbyt wielu uczuciom, zbyt dużemu cierpieniu.
Dziś ciężko mnie zranić. Oswoiłam się z bólem, który w większości zadawałam sama. Innym, a przede wszystkim samej sobie. Los dał mi dobre życie i dobrych ludzi wokół. Dał mi szansę na zbudowanie siły, na zdobywanie wiedzy i czas na uczenie się świata, na własnych błędach również. Dziś oswaja się mnie dużo trudniej. Dobrze mi z ludźmi, czasami nawet bardzo, zazwyczaj jednak najlepiej mi bez nich. Lubię chować się do mojej dziupli z trzema Wyjątkami, które jakoś zawsze lubię mieć blisko. Niewiele osób oswoiło mnie na tyle, by ich obecność dawała mi spokój. Niewiele było blisko, by jednocześnie zostawiać mi powietrze. Niewiele było na tyle cierpliwych, by poczekać na mnie bez zniecierpliwienia. Mam nadzieję, że i one wiedzą, że doceniam bardzo.
Dziś znów jestem zmęczona. Nie wiem dlaczego, nie ma łez, smutku, jest tylko zmęczenie, którego nie mogę zwalczyć ani snem, ani przymusem. Wracam więc do słów i czekam aż minie. Nie wiedziałam, gdzie mnie poniosą. Wróciły do źródeł, do wdzięczności.