Przyszedł czas, gdy wszystko zwalnia. Po serii kiepsko przespanych nocy, wyrzuceniu z głowy kłębowiska zmartwień, w końcu się z tym godzę. Przez ostatnie miesiące pokonałam tysiące kilometrów, spędziłam godziny na dworcach i w pustych hotelowych pokojach. Wchłaniałam szczęście innych i tęskniłam do bólu. Jesień przynosi odpoczynek, ale i ciężar pytań. Znam odpowiedzi, ale z trudem je oswajam. Powoli jednak wszechobecne inspiracje ukierunkowują mnie na właściwy tor. Znów jest czas na nowe-stare marzenia.
Minęło już dość dużo czasu od pewnego lipcowego popołudnia, ale nadal czuję ciepło i radość tamtego dnia. To była moja pierwsza sesja z tą świetną ekipą po długiej przerwie. Praca w gronie osób, które naprawdę kochają to co robią, to naprawdę czysta przyjemność. Czułam się jakbym pojechała na piknik z dobrymi znajomymi, a zdjęcia były tylko dodatkiem. Publikuję je dopiero teraz, bo czekałyśmy na publikację w Confashion Magazine. Dziękuję za dobrą energię, cierpliwość i uśmiech mojej niezastąpionej Villczycy, dziewczynom z Ciuchowe Love (stylizacje), Joli Uzolnik (makijaż i fryzura) oraz Verze /ECmanagement (modelka).
Do końca nie byłam pewna, czy ten temat w ogóle na blogu poruszać, nawet mój mężczyzna spytał się mnie wczoraj, czy jestem pewna, że kogoś to interesuje, ale dostałam od Was nie raz sygnały, że może jednak tak. Poza tym, to właśnie przez posty innych blogerek, sama zdecydowałam się zadbać o to co matka natura mi dała i dziś mogę napisać, że było warto. Nie stałam się włosomaniaczką, po prostu przestałam być straszną ignorantką.
Po pierwszym zachłyśnięciu informacjami z for internetowych, kanałów youtubowych i bardzo pomocnego bloga Anweny, czułam się przytłoczona mnogością produktów i sposobów pielęgnacji. Postanowiłam ograniczyć się do samych podstaw i zobaczyć, co z tego wyniknie. Wcześniej nie używałam nawet odżywki do włosów, najprostszy szampon i tyle. Jedyną dobrą rzeczą było... moje lenistwo. Prostownicy czy termoloków używałam dosłownie od święta, suszarki również bardzo rzadko i przede wszystkim - nigdy ich nie farbowałam. Dzięki temu nie doprowadziłam moich włosów nigdy do tragicznego stanu. Były po prostu nijakie. Nie lśniły, nie były mocne, jedyne co je ratowało, to w miarę oryginalny, naturalny kolor. Po 25 latach dotarło do mnie, że powinnam docenić i w końcu nieco bardziej zadbać o swoje włosy.
Najpierw kilka etapów. Niestety nie robiłam regularnie zdjęć, w dodatku nie są może zbyt dobre jakościowo, ale mniej więcej pokazują zmianę.
A teraz najważniejsze, czyli co i jak z tą pielęgnacją..
- Olejowanie! Myślę, że to właśnie oleje wpłynęły najbardziej na poprawę stanu moich włosów, używam głównie oleju kokosowego, który nakładam na całą noc. Wiem, że najlepiej jest to robić przed każdym myciem, ale niestety z regularnością jest u mnie kiepsko i robię to po prostu raz na jakiś czas.
- Szampony: Najczęściej używanymi były: seria Alterry, Dove Long Repair, Joanna Rzepa
- Odżywki: Tu zdecydowanie króluje u mnie odżywka do spłukiwania Garnier avokado i masło karite, którą używam zawsze wtedy, gdy nie mam czasu na nałożenie maski.
- Maski: Najlepsza i ukochana maska do włosów Alterra z Granatem, która daje natychmiastowy efekt, włosy są po niej niesamowicie przyjemne w dotyku. Zdecydowanie jest to dla mnie kosmetyk nr 1 w kwestii pielęgnacji włosów.
- Serum: Na końcówki używam serum A+E Biovax lub odrobinę oleju kokosowego, makadamia lub arganowego.
Nie mogę nie wspomnieć o szczotce Tangle Teezer, której nie zamieniłabym już na żadną inną. Naprawdę bezbłędnie i bezboleśnie rozczesuje włosy.
Wiem, że jest jeszcze mnóstwo innych sposobów i cudownych produktów, ale staram się nie zwariować i stopniowo sprawdzać skuteczność poszczególnych produktów. To, co na chwilę obecną chciałabym jeszcze przetestować to płukanki z l-cysteiną i laminowania żelatyną. Nadal unikam prostownic, lokówek, a jak muszę suszyć włosy suszarką, to tylko chłodnym lub letnim nawiewem.
Mam nadzieję, że ten post się komuś przydał, a przede wszystkim, doda motywacji do zadbania o swoje włosy, bo przekonałam się osobiście jak pozytywnie może to wpłynąć na naszą samoocenę. Trzymam kciuki i oczywiście chętnie poczytam o Waszych sprawdzonych metodach na pielęgnację.
Po pierwszym zachłyśnięciu informacjami z for internetowych, kanałów youtubowych i bardzo pomocnego bloga Anweny, czułam się przytłoczona mnogością produktów i sposobów pielęgnacji. Postanowiłam ograniczyć się do samych podstaw i zobaczyć, co z tego wyniknie. Wcześniej nie używałam nawet odżywki do włosów, najprostszy szampon i tyle. Jedyną dobrą rzeczą było... moje lenistwo. Prostownicy czy termoloków używałam dosłownie od święta, suszarki również bardzo rzadko i przede wszystkim - nigdy ich nie farbowałam. Dzięki temu nie doprowadziłam moich włosów nigdy do tragicznego stanu. Były po prostu nijakie. Nie lśniły, nie były mocne, jedyne co je ratowało, to w miarę oryginalny, naturalny kolor. Po 25 latach dotarło do mnie, że powinnam docenić i w końcu nieco bardziej zadbać o swoje włosy.
Najpierw kilka etapów. Niestety nie robiłam regularnie zdjęć, w dodatku nie są może zbyt dobre jakościowo, ale mniej więcej pokazują zmianę.
Styczeń 2011r.
Na ostatnim zdjęciu włosy były na szybko suszone suszarką, stąd ten nijaki kształt.
Sierpień 2012r. (wymodelowane na lokówce)
A tak prezentuje się stan moich włosów na dzień dzisiejszy. Naprawdę widzę i czuję zmianę, włosy są bardzo miękkie, ale i mocniejsze, a do tego bardziej błyszczące i lejące.
A teraz najważniejsze, czyli co i jak z tą pielęgnacją..
- Olejowanie! Myślę, że to właśnie oleje wpłynęły najbardziej na poprawę stanu moich włosów, używam głównie oleju kokosowego, który nakładam na całą noc. Wiem, że najlepiej jest to robić przed każdym myciem, ale niestety z regularnością jest u mnie kiepsko i robię to po prostu raz na jakiś czas.
- Szampony: Najczęściej używanymi były: seria Alterry, Dove Long Repair, Joanna Rzepa
- Odżywki: Tu zdecydowanie króluje u mnie odżywka do spłukiwania Garnier avokado i masło karite, którą używam zawsze wtedy, gdy nie mam czasu na nałożenie maski.
- Maski: Najlepsza i ukochana maska do włosów Alterra z Granatem, która daje natychmiastowy efekt, włosy są po niej niesamowicie przyjemne w dotyku. Zdecydowanie jest to dla mnie kosmetyk nr 1 w kwestii pielęgnacji włosów.
- Serum: Na końcówki używam serum A+E Biovax lub odrobinę oleju kokosowego, makadamia lub arganowego.
Nie mogę nie wspomnieć o szczotce Tangle Teezer, której nie zamieniłabym już na żadną inną. Naprawdę bezbłędnie i bezboleśnie rozczesuje włosy.
Wiem, że jest jeszcze mnóstwo innych sposobów i cudownych produktów, ale staram się nie zwariować i stopniowo sprawdzać skuteczność poszczególnych produktów. To, co na chwilę obecną chciałabym jeszcze przetestować to płukanki z l-cysteiną i laminowania żelatyną. Nadal unikam prostownic, lokówek, a jak muszę suszyć włosy suszarką, to tylko chłodnym lub letnim nawiewem.
Mam nadzieję, że ten post się komuś przydał, a przede wszystkim, doda motywacji do zadbania o swoje włosy, bo przekonałam się osobiście jak pozytywnie może to wpłynąć na naszą samoocenę. Trzymam kciuki i oczywiście chętnie poczytam o Waszych sprawdzonych metodach na pielęgnację.