Po 10 latach spotkałam ją przypadkiem w jednym z jeleniogórskich klubów. Obraz 8-letniej, drobnej blondyneczki z buzią usłaną piegami, skonfrontował się ze stojącą przede mną młodą, piękną kobietą. Niedługo później odnalazłam ją w wirtualnej przestrzeni i zaprosiłam na zdjęcia. W końcu, gdzieś pomiędzy jednym egzaminem, a następnymi zajęciami, udało nam się wyczarować dwie godziny, podczas których mogłam zaspokoić nękającą mnie potrzebę prostych, naturalnych portretów. Bez makijażu, fryzur, ekstrawagancji. Między kuchnią a salonem rozwiesiłam kawałek czarnego materiału, kupionego na szybko tuż przed sesją, by razem z nim i dziennym światłem stworzyć nowe obrazy. Łapiąc ostatnie chwile poszłyśmy też na łąkę, by tchnąć w zdjęcia jeszcze więcej powietrza. Lubię takie oddechy.
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)