W drodze do swojej stwórczyni próbowałam zebrać myśli i w końcu ułożyć choć jedno sensowne zdanie, które podsumowałoby chaotyczne myśli. Pchałam przed sobą wózek z małym człowiekiem poznającym świat przez kołyszące się korony drzew i czułam jak gardło zaciska się coraz mocniej.
Mamo, chciałabym... Myśli jak głaz przetoczyły się po sercu.
To pierwszy taki Dzień Matki, kiedy słowa znaczyły coś więcej. Nie potrafiłabym z marszu powiedzieć "wszystkiego najlepszego...". Tak naprawdę nie miałam pojęcia, czy jakiekolwiek słowa będą na miejscu.
W tym roku jest trochę inaczej... Ktoś mijający mnie na ulicy mógłby pomylić smutek ze wzruszeniem. Łzy wyglądają czasem tak podobnie. Fakt, to co czułam w środku, to po części był również żal. Do samej siebie. Za czas buntu i zdystansowania. Nie byłam trudnym dzieckiem, ale mogłam też być trochę lepszym. Zawsze można być trochę lepszym.
Zrozumiałam też, dlaczego moja mama nie chciała nigdy ode mnie kupnych prezentów. Dostałam wczoraj od swojego synka pierwsze kwiaty (za pośrednictwem taty) i od razu pomyślałam, że w przyszłości wystarczy, jak zerwie stokrotki na łące przed domem.
Kocham Cię, Mamo. Dziękuję za Twoją miłość, czułość i troskę. Za siostrę. Za to, że ZAWSZE jesteś.
Za wszystko. Naprawdę.