Wiele z trudności jakie spotykamy na swojej drodze do szczescia, spełnienia, realizacji planów, stawia nam nie los, a my sami.
Jednym z najpopularniejszych, które znam z autopsji i obserwacji jest uzależnienie naszego powodzenia od innych osób. Najpierw oczekujemy ekscytacji na nasze pomysły, zaangażowania we wdrażaniu ich w życie, a gdzieś pomiędzy nieustającego wsparcia, gdy potknie nam się noga.
Swoją wartość odbijemy w zwierciadle sukcesu, którego definicję ustalają często obce nam osoby. Potrzebujemy przyklaśnięcia, pochwały, słupków sprzedaży.
Gdy spotykałam się z hasłami, że jestem wystarczająca, ważna, że sukces to puste słowo, gdy realizujemy się wedle cudzych zasad, czułam, że to piękne słowa, ale odbijają się od wewnętrznej strony bańki ich autora. Niemal zawsze padały od osób, które, jakkolwiek by tego nie ująć, jakiś powszechnie rozumiany sukces odnieśli. Łatwo im mówić. Są w tym swoim american dream ze sporym zapasem złotówek na koncie i teraz nawracają sie na proste życie i proste prawdy oprawione w idealne obrazki z social mediów. W całym tym utopijnie pieknym wirtualnym świecie nietrudno wrzucić wszystkich, którym się udało do worka wyreżyserowanych ściemniaczy. Jest to tak samo krzywdzące jak hasła, że możesz wszystko, jeśli tylko tego wystarczająco mocno pragniesz.
To, że o prostym szczęściu pisze osoba, która ma dom z pięknym ogrodem, własny dochodowy biznes czy ubrania za kilkaset złotych, nie zawsze świadczy o jej hipokryzji. Tak samo osoba żyjąca za średnią krajową, narzekająca czasem na zmęczenie, na marudzące dzieci czy upierdliwego klienta, może czuć się spełniona w swoim życiu bez potrzeby bycia "najlepszą wersją siebie".
Nie ma uniwersalnego pojęcia szczęścia, choć media, środowisko, wpojone nam prawdy i sposób wychowania bardzo starają się ten termin nazwać, usystematyzować, wyjaśnić i zamknąć w bezpiecznych i ogólnie rozumianych ramach. Odwagą jest szukanie własnej drogi do szczęścia, tak samo jak przyznanie się do pomyłek, zatrzymanie się i szukanie raz po raz nowych ścieżek. Uczę się. Staram wyłapywać błędy, patrząc na nie z boku bez samobiczowania. Szukam ich źródła i zastanawiam się czy mogłabym jednak zrobić coś inaczej, spokoiniej, lepiej.
Staram się nie oceniać cudzych wyborów przez pryzmat naszej codzienności. Nie porównujmy, nie pouczajmy, nie zmuszajmy do zmian. W swoim życiu najwięcej dobrej motywacji odnalazłam w obserwowaniu rozwoju innych osób, a szczególnie pozytywnych skutków ich działania w zgodzie ze swoim sumieniem, intuicją, powołaniem. Nie dawali mi złotych rad, przepisu na sukces, po prostu ich odwaga pozwoliła mi nieco bardziej zaufać samej sobie. Nie podążałam ich ścieżką, obserwowałam, analizowałam i filtrowałam to przez swoją wrażliwość, upodobania i potrzeby.
Spisuję te słowa, bo czuję, że potrzebuję znów składać litery i tym samym zachować jedną z tysięcy myśli, które po chwili rozwiewa mi codzienność. Czuję też, że może ktoś czekać na ziarno odwagi i zaufania samemu sobie. Ostatnio odnalazłam w sobie ich nowe zasoby i tym samym wysyłam je Wam z tym wirtualnym wiatrem.
Fot. Justynka