Dlaczego uciekam od codzienności? Bo obdziera mnie z niepoważnych przekonań. Bo wciska się do moich butów i ściąga ku ziemi. Odbiera mi symbolikę rzeczy zwyczajnych. Zapominam o magii północy, o tym, że o tej godzinie kocha się najbardziej. Właśnie o tej porze nasza intuicja wskazuje tego, kogo wybrało serce, do niego tuli nasze myśli. Codzienność jest o tyle niebezpieczna, że skrada się powoli i niszczy w ciszy, tak żebyśmy nie zauważyli, żeby nowe stało się naturalne. Trzeba pamiętać, trzeba dostrzec brak i się wkurzyć, zreanimować nasze wyimaginowane historie. Wtedy nie tylko one zaczną znów oddychać.
Kiedyś, dawno temu, zdjęcia mi nie wystarczały. Budowałam więc swoje światy. Ten opowiada o północy.
Kiedyś, dawno temu, zdjęcia mi nie wystarczały. Budowałam więc swoje światy. Ten opowiada o północy.
Nad biurkiem rozlewa się rosnące podniecenie na myśl o wielkich zmianach i planach na najbliższą przyszłość. Postanowienia dnia następnego. Dochodzi północ, a ja pochłaniam kolejne strony "Sztuki prostoty" i czuję narastającą moc do działania. Jak co wieczór. Zasypiam z odważnymi myślami i pięknymi zdaniami. Piszę listy, których nigdy nie wyślę, układam postanowienia które stłumi noc i dobije senność poranka. Dziś też mam wielkie plany na kolejny dzień mojego życia. Plany, które jutro wydadzą się nazbyt patetyczne. Z sarkastycznym uśmiechem zadrwię z samej siebie i głębokiej wiary w obietnicę poprawy. Nastawię budzik i zignoruję go serią drzemek. A może będzie inaczej? Może wstanę od razu, włączę muzykę, która powoli obudzi moje zmysły, zaparzę zieloną herbatę i faktycznie coś zmienię? Posegreguję, posprzątam? Spróbuję. A tymczasem idę nasycić moją poduszkę kolejną porcją nocnych zwierzeń.
Tam, wysoko, zima jest czysta dłużej niż przez ułamek miejskiego poranka po obfitej nocy. Nie sięgają jej bluźnierstwa kierowców spieszących się do pracy i brud cywilizacji. Słońce spokojnie wschodzi, nie musząc się wciskać między wieżowce. Człowiek też przestaje się spieszyć. Docenia, oddycha i niemo komplementuje. Piękna zima, piękna cisza.
Analogowe zdjęcia autostwa Jimmiego (rejony Śnieżki)
---
Wprawdzie wrzucałam już na facebooka zdjęcie porównujące stan moich włosów po tym, jak zdecydowałam się poświęcić im nieco więcej uwagi, jednak faktycznie były to dwa różne oświetlenia, więc dzisiaj zrobiłam zdjęcie raz jeszcze. Poprawa kondycji włosów zajmie mi oczywiście znacznie dłużej, ale i tak jestem bardzo zadowolona z ich obecnego skrętu, miękkości i sypkości.
Co zrobiłam? Przede wszystkim dużo czytałam (bardzo dziękuję Iga za linki). Polecam Wam zagłębienie się w wizażowe forum dla zakręconych, gdzie znajdziecie dużo przydatnych informacji dotyczących włosów, produktów i pielęgnacji. Po początkowym przytłoczeniu ogromem nowej wiedzy, zaczęłam sobie wszystko powoli układać i wybrałam plan minimum dla siebie. Obecnie wygląda on tak:
- mycie szamponem Alterra (nie jestem jednak z niego do końca zadowolona, bo słabo się pieni, przez co muszę go dość dużo zużywać)
- odżywka do spłukiwania Joanna z jebwabiem lub Garnier Avocado & Karite (ta druga chyba mi bardziej odpowiada)
- co drugie mycie maska Biovax Intensywnie regenerująca maseczka do włosów słabych, trzymam ją pod załączonym do opakowania czepkiem i turbanem z ręcznika przez ok. 30min po czym spłukuję wodą.
- na koniec stosuję tzw. plunking, czyli metodę na podkreślenie naturalnego skrętu włosa (co to jest)
- w planach mam jeszcze olejowanie, które podobno czyni cuda.
Efekt przed i po ok. 2tyg widzicie na zdjęciu. Moim zdaniem warto spróbować :)
---
Wprawdzie wrzucałam już na facebooka zdjęcie porównujące stan moich włosów po tym, jak zdecydowałam się poświęcić im nieco więcej uwagi, jednak faktycznie były to dwa różne oświetlenia, więc dzisiaj zrobiłam zdjęcie raz jeszcze. Poprawa kondycji włosów zajmie mi oczywiście znacznie dłużej, ale i tak jestem bardzo zadowolona z ich obecnego skrętu, miękkości i sypkości.
Co zrobiłam? Przede wszystkim dużo czytałam (bardzo dziękuję Iga za linki). Polecam Wam zagłębienie się w wizażowe forum dla zakręconych, gdzie znajdziecie dużo przydatnych informacji dotyczących włosów, produktów i pielęgnacji. Po początkowym przytłoczeniu ogromem nowej wiedzy, zaczęłam sobie wszystko powoli układać i wybrałam plan minimum dla siebie. Obecnie wygląda on tak:
- mycie szamponem Alterra (nie jestem jednak z niego do końca zadowolona, bo słabo się pieni, przez co muszę go dość dużo zużywać)
- odżywka do spłukiwania Joanna z jebwabiem lub Garnier Avocado & Karite (ta druga chyba mi bardziej odpowiada)
- co drugie mycie maska Biovax Intensywnie regenerująca maseczka do włosów słabych, trzymam ją pod załączonym do opakowania czepkiem i turbanem z ręcznika przez ok. 30min po czym spłukuję wodą.
- na koniec stosuję tzw. plunking, czyli metodę na podkreślenie naturalnego skrętu włosa (co to jest)
- w planach mam jeszcze olejowanie, które podobno czyni cuda.
Efekt przed i po ok. 2tyg widzicie na zdjęciu. Moim zdaniem warto spróbować :)
Dorastanie to ciągłe rozstania. Z marzeniami, ludźmi, beztroską. Nie będę pisała, że tak nie jest. Owszem, daje dużo swobody, możliwości podejmowania własnych decyzji, samodzielności. I co z tego. Nagle nuda staje się najbardziej pożądanym towarem, a odpowiedzialność przekleństwem. Zaciągamy dług w duszy i materii. Idziemy na kompromisy, za chleb rozdajemy po kawałku nasze sny. Drażni nas rzeczywistość, brzydzą politycy, przeraża przemoc i bieda. Nie ma sprawiedliwości. Klniemy, krzyczymy, trzaskamy drzwiami. Wymarzony dom staje się schronem, który ma nas odgraniczyć od całego zła tego czarno-białego świata.
I teraz najtrudniejsze. Wziąć paletę w swoje pokaleczone codziennością dłonie i zacząć dodawać kolory. Schron przemienić w dom, zaufać. Wyłączyć telewizor, wyjść na spacer. Do lasu i do ludzi. Z wiarą i sercem. Nauczyć się kochać bardziej. Doceniać i chwalić. Nie bać się odważnych decyzji, wybrać pracę i rozwój zamiast lenistwa. Znów uwierzyć w marzenia.
Dziś siedzę w swoim schronie i piszę te słowa z nadzieją, że trafią do mnie jak najszybciej. Bo są realne, tylko cholernie nieżyciowe.
---
W weekend było lepiej.
Testy nowej zabawki.
Moja pierwsza wizyta na lodowisku. Jak się okazało, niewiele różni się to od jazdy na rolkach, więc radziłam sobie całkiem nieźle.
Wieczór u Madzi, Sajmona i małego Leona.
Pyszności szpinakowo-makaronowe.
A na deser muffinki z kremem czekoladowym. Tego wieczoru zdecydowanie zjadłam więcej niż mój brzuch mógł pomieścić, ale co poradzić, po prostu nie dało się oprzeć.
Czas kąpieli.
Lubię to zdjęcie, mam wrażenie, że uwiecznia zaufanie.
A gdy Leo poszedł spać...
To był naprawdę świetny wieczór, dziękuję.
Przełom soboty i niedzieli był wyjątkowo dziwnym i smutnym czasem. Po krótkiej nocy obudziłam się z potłuczoną głową i połamanymi myślami. Potrzebowałam dużej dawki dziecięcej nieświadomości, braku myślenia, zamrożenia wniosków i czystej radości.
Poszłam z mamą i siostrą na sanki.
Tropiłyśmy też potwory.
Pomogło. Ona zawsze sprawi, że się uśmiechnę.
I teraz najtrudniejsze. Wziąć paletę w swoje pokaleczone codziennością dłonie i zacząć dodawać kolory. Schron przemienić w dom, zaufać. Wyłączyć telewizor, wyjść na spacer. Do lasu i do ludzi. Z wiarą i sercem. Nauczyć się kochać bardziej. Doceniać i chwalić. Nie bać się odważnych decyzji, wybrać pracę i rozwój zamiast lenistwa. Znów uwierzyć w marzenia.
Dziś siedzę w swoim schronie i piszę te słowa z nadzieją, że trafią do mnie jak najszybciej. Bo są realne, tylko cholernie nieżyciowe.
---
W weekend było lepiej.
Wieczór u Madzi, Sajmona i małego Leona.
A gdy Leo poszedł spać...
Przełom soboty i niedzieli był wyjątkowo dziwnym i smutnym czasem. Po krótkiej nocy obudziłam się z potłuczoną głową i połamanymi myślami. Potrzebowałam dużej dawki dziecięcej nieświadomości, braku myślenia, zamrożenia wniosków i czystej radości.
Poszłam z mamą i siostrą na sanki.
Pamiętam swoje sny niemal codziennie. Przejrzyście i obrazowo.
Zazwyczaj są złe. Uodporniłam się i w dużej mierze oswoiłam ze
strachem. Czasem dotykają mocniej i zostawiają ślad na resztę dnia. Są
jednak zrozumiałe, łatwo je przedstawić drugiej osobie. Takie oczywiste
tragedie. Zdarzają się jednak i takie które są intymne, podszyte kilkoma
warstwami niezrozumiałych zachowań i historii. Sięgają głęboko, za
głęboko. Gdy ostatnio chciałam wyrzucić z siebie sen, który
sprawił, że niemal dusiłam się z płaczu, nie potrafiłam znaleźć słów,
żeby moja reakcja nie wydała się absurdalna w stosunku do banalnej wręcz
opowieści. Usta pozostały zamknięte, oczy wilgotne i puste.
Zrozumiałam, że pewne rzeczy powinny zostać w łzach i pod skórą, bo
wyrwane z naszej duszy są jak zdania wyrwane z kontekstu. Wiem jednak,
że takie sny są potrzebne. Czasem potrzeba drastycznych metod, by
spojrzeć ponad to, do czego przywykliśmy i nauczyć się o sobie czegoś
nowego. Poznać kolejny słaby punkt i świadomie zamurować go przed resztą
świata.
W mojej głowie mam kolorowe wróżki ze skłonnością do przesładzania i nadmiernego romantyzmu, ale i demony, które trzymają w ryzach, chronią i przestrzegają. Uśmiech miesza się ze smutnymi oczami. Dzień balansuje z nocą. Codzienność jest obecnie jednak słodsza i z równie słodkim akcentem chciałabym Was dzisiaj zostawić.
Ciasteczkowy upominek dla Jimmiego z okazji jego imienin.
W mojej głowie mam kolorowe wróżki ze skłonnością do przesładzania i nadmiernego romantyzmu, ale i demony, które trzymają w ryzach, chronią i przestrzegają. Uśmiech miesza się ze smutnymi oczami. Dzień balansuje z nocą. Codzienność jest obecnie jednak słodsza i z równie słodkim akcentem chciałabym Was dzisiaj zostawić.
Stoję pomiędzy pustymi ścianami, wpatruję się w przykryty śnieżną kołdrą mały staw przede mną i myślę: To będzie mój dom, przy tym oknie będę jadła śniadania, tu, między poduszkami, będę czytać książki. Ostatnio próbowałam zliczyć swoje przeprowadzki. Zaczynając od pierwszego wyjazdu na studia, ta będzie siedemnasta. Po raz pierwszy na swoim. Chyba jeszcze tak do końca do mnie to nie dociera, tylko czasem uderza we mnie fala euforii na myśl, że w końcu będziemy mogli oglądać razem filmy siedząc na kanapie, a nie na krzesłach od biurek.
Początkowo zapowiadało się na weekend w domu, na szczęście nie zawsze wszystko dzieje się według planu. W sobotę wybraliśmy się na najlepszą pizzę i inne smakołyki do Turitali u Cieplicach.
Ciocia szefowa.
Szefowa junior, moja śliczna kuzynka Kaja.
Płynne niebo w gębie.
Jimmy wybrał frappe, a ja mojego ukochanego shake'a truskawkowego.
Test jakości :)
Trafiliśmy na debiut nowej pozycji w menu - naleśników z serem. Oczywiście mimo najedzenia pizzą musiałam wszamać i premierowy okaz. Te i dużo innych pyszności zjecie w Turitali na ul. Cieplickiej 83 (koło Lidla i os. Orle w Cieplicach).
---
Niedziela.
"Moje miejsce na ziemi", tak mówiła o Bukowcu Hrabina Fryderyka von Reden. To po jej dawnych włościach lubię spacerować najbardziej. Były one darem od Hrabiego - jej męża i przyjaciela.
"Nie prowadzili korespondencji, bo po prostu cały czas byli razem - mówi historyk sztuki. - Darzyli się niebywałą atencją, podczas spacerów w ukochanym parku tak ją prowadził, żeby miała najpiękniejszy widok."
Podobno byli wyjątkową parą i mimo dużej różnicy wieku, piękną mieli miłość. Jeśli chcecie dowiedzieć się o nich czegoś więcej, polecam ten artykuł.
To miejsce nazywam domkiem druidów. Wyobrażam sobie jak spotykali się tu panowie w długich szatach i siadali na kamiennym kręgu dyskutując o przepisach na magiczne wywary. W rzeczywistości są to ruiny opactwa na górze Mrowiec, gdzie znajduje się krypta ze wspomnianymi wcześniej Hrabią i Hrabiną von Reden.
Mimo że w tych okolicach byliśmy nie raz, dziś po raz pierwszy zdecydowaliśmy się odnaleźć drogę na wieżę widokową, która o każdej innej porze roku była niemal niezauważalna zza drzew.
Śnieżne piegi :)
Lubię jak czas się zatrzymuje.
Fryderyka miała kilkadziesiąt stawów, ja mam swój-nie mój, malutki za oknem i czuję, że mam wszystko. No może tylko jeszcze kafelków, paneli i kilku sprzętów mi brak :)
Początkowo zapowiadało się na weekend w domu, na szczęście nie zawsze wszystko dzieje się według planu. W sobotę wybraliśmy się na najlepszą pizzę i inne smakołyki do Turitali u Cieplicach.
---
Niedziela.
"Moje miejsce na ziemi", tak mówiła o Bukowcu Hrabina Fryderyka von Reden. To po jej dawnych włościach lubię spacerować najbardziej. Były one darem od Hrabiego - jej męża i przyjaciela.
"Nie prowadzili korespondencji, bo po prostu cały czas byli razem - mówi historyk sztuki. - Darzyli się niebywałą atencją, podczas spacerów w ukochanym parku tak ją prowadził, żeby miała najpiękniejszy widok."
Podobno byli wyjątkową parą i mimo dużej różnicy wieku, piękną mieli miłość. Jeśli chcecie dowiedzieć się o nich czegoś więcej, polecam ten artykuł.
Fryderyka miała kilkadziesiąt stawów, ja mam swój-nie mój, malutki za oknem i czuję, że mam wszystko. No może tylko jeszcze kafelków, paneli i kilku sprzętów mi brak :)