Pierwszy krzyk
W swoim zawodzie, pasji, codzienności, staram się skupić na wyszukiwaniu i utrwalaniu piękna. Twarz, gest, miejsce, czas. Wydawało mi się, że widziałam już wiele, a przynajmniej tyle, że mogę swój zachwyt szufladkować, układać tematycznie. Znałam też swoje reakcje, wiedziałam jak to piękno odbierać, jak je zachowywać i się nim dzielić. Słowami, uśmiechem, gestem. Jedna noc z poniedziałku na wtorek pomieszała mi te szufladki.
Najpierw była wiadomość. Parę godzin i jedną skręconą szafę później, byliśmy już w drodze do szpitala. Lekkie zniecierpliwienie gubiło się pod hipnotyzującym pięknem pełnego księżyca. Idealna noc, by zaczynać. - mruczałam sobie pod nosem to zdanie jak mantrę. Ogromna kula potęgowała wyjątkowość chwili, która przez moment stała się bezimienna. Na te kilka minut zapomniałam dokąd i dlaczego jadę. Oślepiona i otępiona, odzyskałam świadomość dopiero na widok potężnej budowli, pod którą jeszcze nie tak dawno temu podjeżdżaliśmy pełni obaw i zmartwień. Szpitalne korytarze wypełniało echo naszych kroków. Po drodze szybka kawa z automatu i przyspieszony oddech na schodach. Miałam wrażenie, że w całym budynku nie było nikogo poza nami i panią z recepcji. Do czasu.
Dosłownie kilka minut po tym jak dotarliśmy pod właściwe drzwi, po szpitalnych murach przebiegł krzyk. Ten jeden, upragniony, przynoszący ulgę, pierwszy krzyk. Hania przyszła na świat i witała się z nami zza drzwi z napisem "blok operacyjny i porodowy". Zbiegliśmy po schodach i wspięliśmy się po nich raz jeszcze, żeby po drugiej stronie czekać na wieści od nowego taty. I to było właśnie wtedy. Zobaczyłam brata Jimmiego w stanie wzruszającej euforii, a może i cudownego obłąkania. Jedyne co mógł powiedzieć, to że Hania ma malutką główkę i czarne włosy. To było zjawisko piękniejsze niż wiele poprzednich. Zabierające mowę, nawet uśmiech stał się mało wymowny. Zdobyłam się na uścisk i kilka banalnych słów, których nie zapamięta zapewne żadne z nas. W środku wrzało. Niesamowite jak wiele może namieszać taka mała istota. Następnego dnia odwiedziliśmy i samą kruszynkę i szczęśliwych rodziców. Po przekroczeniu progu pokoju szpitalnego i zobaczeniu maleństwa, czas się zatrzymał, a nerwy i stres schowały po kątach. Szczęście i spokój wypełniały przestrzeń, a ja tylko stałam i zbierałam je do kieszeni.
19 komentarze
codziennie nie-codzienna historia. a jak wzrusza. pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńann.
Piękny zapis emocji, jak go czytałam byłam gdzieś z Wami i starałam sobie na sam koniec buzie kruszynki wyobrazic :-) chapeau bas Aife-czarodziejko magii literackiej i nie tylko.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Zaczarowana słowem czytelniczka Daria
Przypomniał mi się pierwszy krzyk Kai. Niewyobrażalne emocje :) Uwielbiam Twój kult miłości, radości i szczęścia :*
OdpowiedzUsuńchwila gdy urodziłam córkę 20 lat temu była najpiękniejszą w moim życiu...już nigdy więcej takiej nie było
OdpowiedzUsuńjak zwykle pięknie dobrane słowa...czuję je wyjątkowo, bo 3 miesiące temu przeżyłam podobną chwilę...ehhh fajnie, ze jesteś Aife... jakoś tak miło;):):)
OdpowiedzUsuńgenialna relacja, jestem pod wrażeniem. Uwielbiam Cię czytać, proszę o więcej! < 3
OdpowiedzUsuńChyba najlepiej moje wrażenie po przeczytaniu tekstu odda to, że nie mogę przestać się uśmiechać:) Do Ciebie, do wpisu...:)Skrawek prawdziwej radości w literkach:)
OdpowiedzUsuńod strony sali porodowej za każdym razem wygląda to równie cudownie i emocjonująco :)
OdpowiedzUsuńprzypominasz mi mnie, cudownie dobierasz słowa i jesteś wrażliwa, a raczej nadwrażliwa (to twoja zaleta!!), uwielbiam cie czytac..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko :)
Aż poczułam ciepełko w sercu. Takie codzienne cuda :).
OdpowiedzUsuńwitamy na świecie Hanię :)
OdpowiedzUsuńpozdr. AL / Alice! wake up!
Ohh az lza mi sie zakrecila w oku. Przypomnialy mi sie chwile sprzed pieciu juz lat... Jak na swiat przyszla moja Krolewna. Ten sam pierwszy krzyk i radosc...
OdpowiedzUsuńwszystkiego co najlepsze !
Katerina
też mi łezka poleciała
OdpowiedzUsuńHania piekne imie
a u mnie...odliczanie do tej Wielkie Chwili i oczekiwanie na ten największy z Cudów...trochę niecierpliwe, pełnie wiary i nadziei, że Głos Natury we mnie jak i nienazwana kosmiczna Siła, poprowadzi tym nieznanym szlakiem najłagodniej jak się da. I pozwoli zbliżyć się do Tajemnicy Istnienia...
OdpowiedzUsuńpółtora miesiąca temu przeżywałam to "po drugiej stronie". I do pewnego momentu było tak jak piszesz - magicznie. Było ciemno, włączyłam muzykę, a ból był piękny, bo wiedziałam, co on oznacza i do czego mnie zbliża.
OdpowiedzUsuńA potem pojechaliśmy do szpitala... i magia się skończyła. I nie chodzi nawet do większy ból, czy niekomfortowe warunki szpitalne. Chodzi o podejście do rodzenia. Do rodzącej. Zabrali mi moc (jakkolwiek górnolotnie to brzmi) i sprowadzili do roli kolejnego pacjenta-petenta. Szkoda - bo to nie jest kwestia niedofinansowania szpitali, tylko podejścia ludzi.
pozdrawiam
super blog :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do mnie http://zairamsu.blogspot.com/
Aife pomóż.. pokazywałaś kiedyś na blogu zdjęcia z takiego jakby dużego zalewu z wiszącym mostem. Gdzie to było?
OdpowiedzUsuńPzdr, Nalevka
Perła Zachodu :)
UsuńJeszcze nie całe 3 miesiące temu usłyszałam pierwszy krzyk mojej córeczki, więc tym bardziej się wzruszam czytając...
OdpowiedzUsuń