Droga mleczna z kurzu i wstającego słońca
By aife - 21:27
Jak blisko leży spokój od smutku. Razem gubią uśmiechy, powinności i przyzwoite obyczaje. Bezczelnie odmawiają towarzyskich pogawędek, nie siląc się na dobre maniery.
Są ciche.
Jednemu brakuje słów, drugi ceni je za bardzo, by rozsypywać je beztrosko między ludźmi. Dla większości przeźroczyste. Dostrzegają je tylko ci, którzy widzą nas bardziej. Ci, którzy rozumieją. Nie szukają zgubionych uśmiechów, bo wiedzą, że czasem to zbyt wiele, a czasem są po prostu zbędne.
Leżałam w swoim spokoju bez potrzeb, napięcia i zobowiązań. Nie zbierałam sił, nie układałam potłuczonych kafelków swojego życia, by zmienić je w zjawiskową mozaikę. Jest piękne, w całym tym chaosie z rysami i pęknięciami. Byłam. Bez zapominania i oczekiwań, by się nie kończyło. Wiedziałam, że tych chwil nie da się zapakować w kieszenie na później, byłam więc w nich jak najdłużej, jak najpełniej.
Jedna leżała w łóżku obok przyglądając się drodze mlecznej z kurzu i wstającego słońca. Druga patrzyła na mnie, gdy po praktyce unosiłam oczy nad matą. Obie miały ten sam sam smutny spokój wymieszany z czułą radością. Patrzyłam na nie z wdzięcznością i wzruszeniem. Gdzieś pomiędzy setkami kilometrów powrotnej drogi obróciłam się do jednej z Nich mówiąc: "Jak dobrze jest żyć".
J&J, jak dobrze, że jesteście.
Są ciche.
Jednemu brakuje słów, drugi ceni je za bardzo, by rozsypywać je beztrosko między ludźmi. Dla większości przeźroczyste. Dostrzegają je tylko ci, którzy widzą nas bardziej. Ci, którzy rozumieją. Nie szukają zgubionych uśmiechów, bo wiedzą, że czasem to zbyt wiele, a czasem są po prostu zbędne.
Leżałam w swoim spokoju bez potrzeb, napięcia i zobowiązań. Nie zbierałam sił, nie układałam potłuczonych kafelków swojego życia, by zmienić je w zjawiskową mozaikę. Jest piękne, w całym tym chaosie z rysami i pęknięciami. Byłam. Bez zapominania i oczekiwań, by się nie kończyło. Wiedziałam, że tych chwil nie da się zapakować w kieszenie na później, byłam więc w nich jak najdłużej, jak najpełniej.
Jedna leżała w łóżku obok przyglądając się drodze mlecznej z kurzu i wstającego słońca. Druga patrzyła na mnie, gdy po praktyce unosiłam oczy nad matą. Obie miały ten sam sam smutny spokój wymieszany z czułą radością. Patrzyłam na nie z wdzięcznością i wzruszeniem. Gdzieś pomiędzy setkami kilometrów powrotnej drogi obróciłam się do jednej z Nich mówiąc: "Jak dobrze jest żyć".
J&J, jak dobrze, że jesteście.
0 komentarze